Pewnie co poniektórzy chcieliby
wiedzieć jaki był finał całej sytuacji. A więc motyw jest taki,
że minął tydzień od tamtego incydentu. Po tej nocy rano grzecznie
poszłam do domu z zamiarem spakowania swoich rzeczy i wyjechania do
domu. Jednak nie było mi to dane, gdyż byłam zmuszona zostać…
Claire tak bardzo się zmartwiła, że skontaktowała się z Karoliną
i ta wszystko jej opowiedziała, dodając oczywiście swoje
wyjaśnienia. Jednym zdaniem sprawa rozeszła się po kościach, nikt
o nic mnie nie pytał i wszyscy zachowywali się tak, jakby w ogóle
ta sytuacja nie miała miejsca. Nie wiem, czy to dobrze, ale
zastanawia mnie fakt, że obca kobieta jest dla mnie lepsza, niż
moja własna matka… Świat jednak jest dziwny. Jeśli chodzi o
Nialla to przez ten czas go unikałam i sama nie wiem dlaczego...
Dzwonił, pisał, ale nie odpowiadałam. Zdarzyło się parę razy,
że był w domu, ale wtedy prosiłam, żeby mówić, iż mnie nie ma
albo jestem bardzo zajęta. Wiem, to żałosne, ale coś wewnątrz
kazało mi tak robić.W zasadzie muszę przyznać, że prawie wcale
nie wychodziłam z domu, chyba że z psem, ale to wtedy, kiedy
wiedziałam, że blondyna nie ma. Jest jeszcze nasza ukochana wiedźma
z sąsiedztwa, która jakoś od tamtego czasu specjalnie nie przepada
za konfrontacjami ze mną i chwała jej za to. Warto także
nadmienić, że przez ten ostatnie dni bardzo nie wiedzieć czemu
zżyłam się z Olivierem, co nie ukrywam jest wyczynem, ale za to
bardzo pomaga w 'życiu' tutaj. A Łuki? Nie pisze i oby tak zostało
już na zawsze...
Wracając do chwili obecnej to moja
nowa rodzina wymyśliła sobie, że jadą na mały urlopik do
Cardiff, a ja... jadę z nimi... W sumie to może i dobrze, bo nie
będę musiała się tu pokazywać przez jakiś czas, ale z drugiej
strony wolałabym zostać w tym mieszkaniu i nigdzie się nie ruszać.
Tak dla ścisłości mamy piątek i zaraz wyjeżdżamy, a dookoła
panuje nieopisany chaos (jak zwykle w tej rodzinie, co już zdążyłam
zauważyć, zaakceptować i przyzwyczaić się).
Wreszcie znaleźliśmy się można
powiedzieć na naszych rodzinnych wakacjach. Miała być sielanka i
tak też było, do czasu... No tak, wszystko jest do czasu, ale tym
razem to nie dzieciaki jakby się mogło wydawać namieszały, a inne
osoby.
Więc było tak: pewnego pięknego
wieczoru drugiego albo trzeciego dnia urlopu rodzinnego wyszłam z
moim bratem (tak, już teraz tak mogę powiedzieć o Olivierze) na
spacer, ot tak porozmawiać. Nie można ukryć, że chłopak jak na
swój wiek jest bardzo dojrzały. Ten dzień w ogóle był jakiś
wywrócony do góry nogami. Wszyscy szaleli, on siedział spokojnie,
widać było, że coś jest nie tak, a teraz była jedyna chwila,
kiedy można było pogadać. Wyszliśmy na zewnątrz, na dworze
panował już półmrok, a latarnie świeciły i uroczo wyglądały
oświetlając zielone aleje, których jest tu zdecydowanie więcej
niż ulic. W sumie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, głównie o
życiu, ale nie ma co rozwodzić się nad tą rozmową. Po pewnym
czasie zgodnie stwierdziliśmy, że pora spocząć i usiedliśmy na
pierwszej lepszej napotkanej ławce. Widać chłopakowi wrócił
humor, bo ni stąd, ni z owąd odezwał się do mnie ze swoim słynnym
przenikliwym wzrokiem:
- Weź coś zaśpiewaj – w tym
momencie wryło mnie w ławkę i pierwsza rzecz jaką pomyślałam,
to 'chyba cię pogrzało', a zaraz po tym skąd on wie.
- Nie – powiedziałam stanowczo
kiwając przecząco głową.
- Wiem, że potrafisz – spojrzał na
mnie dumnie wyciągając z kieszeni dresów puszkę Coli, której
otwarcie wydało charakterystyczny dźwięk, w końcu upił łyka i
ponownie spojrzał w moją stronę – Jak tego nie zrobisz to
zadzwonię po Nialla.
- Nie – powtórzyłam tym razem
bardziej poddenerwowana, a on w tym momencie wyciągnął z kieszeni
telefon – Nie zrobisz tego! - spojrzałam na chłopaka, potem na
telefon sama w to nie wierząc, gdyż wiedziałam, że jest do tego
zdolny.
- Zaśpiewaj to nie zrobię – w tym
momencie doszło do mnie, że jakiś dzieciak ma nade mną przewagę
psychiczną, więc próbowałam dalej ciągnąć temat.
- Po co? - spojrzałam tym razem z
politowaniem.
- Śpiewasz albo dzwonię, bo nie ma
czasu, a ja muszę coś sprawdzić.
- No niech będzie...- westchnęłam
głęboko i wreszcie dałam młodemu satysfakcję zaczynając śpiewać
pierwszą piosenkę, która przyszła mi do głowy, czyli Hallelujah.
Nie wiem dlaczego, ale zawsze to przychodzi mi na myśl.
Wracając do sedna śpiewałam sobie
śpiewałam, Olivier miał satysfakcję, kiedy nagle ktoś podszedł
od tyłu do ławki i szepnął mi do ucha:
- Trochę oklepane, ale i tak jesteś zajebista – wiedziałam, do kogo należy ten głos, więc zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, żeby móc się odwrócić i zobaczyć ...
- Trochę oklepane, ale i tak jesteś zajebista – wiedziałam, do kogo należy ten głos, więc zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, żeby móc się odwrócić i zobaczyć ...